Zaznacz stronę

TROPHY na ¾ …zwycięskie

Wykorzystując znany slogan reklamowy można powiedzieć tak: za wiele kolarskich rzeczy można zapłacić kartą – wygrać, choćby kategorię, na Beskidy MTB Trophy – BEZCENNE.

W ostatnich 4 latach to była moja trzecia etapówka „u Golonki”. W ubiegłym roku dramatyczne sprawy rodzinne „zdjęły” mnie z listy startowej na 3 dni przed imprezą. Miałem z Trophy swoje rachunki do wyrównania. Ale miałem i ambicje. W pierwszym starcie w 2015 r. do końca walczyłem o podium w kategorii. Przegrałem na ostatnim etapie …i to z kretesem. Pozostało najgorsze z możliwych miejsc – czwarte. Na pocieszenie było wysokie miejsce w OPEN (76). Wysokie jak na mazowieckiego, nizinnego kolarza górskiego 😉

Plan na ten rok był ambitny – podium w kategorii i mocno zbliżyć się do „60” w OPEN. Miałem świadomość, że taki plan, nawet u „PROFI” to igranie z losem. Choroby, obciążenie pracą, rywale „odpalą” i trzeba przełknąć gorycz porażki. Z drugiej strony to nasze amatorskie ściganie to zabawa. Zabawa droga i wymagająca dyscypliny, czasami wyrzeczeń. Ale zabawa, czyli coś co ma nam dać radość, wytchnienie od codzienności, energię do innych spraw. Jednak jak w tym amatorskim peletonie zaczyna się „coś” osiągać pojawia się naturalna, tak myślę, chęć by to „coś” było znaczące. I taki był ten mój cel na tegoroczne Trophy.

Znam swoje możliwości, dwukrotnie przejechałem trasę tej etapówki. Wiedziałem czego się spodziewać i co ja mogę zrobić. No to jedziemy Wysocki …powiedziałem do siebie i ruszyłem na start.

W tej naszej zabawie jest bardzo wiele rzeczy, o które trzeba zadbać, bo one decydują o tym jak nam pójdzie. Na Trophy jak nie masz prawa stawać na początku (pierwsza „60” z ub. roku) trzeba być blisko za nimi. To za nimi w moim przypadku to mój level. Dwa lata temu ustawiłem się daleko i przez pierwsze 6-7 km zużyłem sporo sił by dojechać do swojego „levela”. W tym roku od razu starałem się stanąć blisko za „mocarzami”. Pomógł kolega grupy AdiOstry. Dzięki Marcin.

I mogłem, jak to mawia Adam, jechać swoje. To jechałem. Nie podpalałem się, gdy część osób parła do przodu na pierwszym podjeździe. Za kilka kilometrów sporo z nich spłynęło.

Pierwszy etap przejechałem ostrożniej w porównaniu do lat poprzednich. Czułem się niezwykle mocno i kilka razy „wstrzymałem wodze” by nie szarżować i zostawić coś na kolejne dni. Mocy dodawała świadomość, że znani mi rywale są za mną. A gdzie nieznani?? Na mecie okazało się, że też byli za mną. Trzy razy patrzyłem na zapis wyników „M5/1 WYSOCKI, Sławomir PATNET Team” myśląc, że stary człowiek kiepsko widzi. Widział dobrze. Wspaniałe uczucie przemieszane z niepokojem …jak to teraz utrzymać? Nigdy nie byłem w takiej sytuacji. To i nawyków brak.

Adam pomógł ☺ Uspokoił i zadysponował …jechać swoje. To pojechałem mocno drugi, najdłuższy etap. Podczas niego były „dwie pogody”. Przez pierwsze 2 h ciepło, choć wokół mruczały burze. Dopadły nas. Solidna ulewa przez kilkanaście minut, podjazdy i strumienie spływającej wody, które przestawiały rower. Potem znowu wjechaliśmy w suchą strefę. Dałem radę. A co najważniejsze nie było żadnych upadków, a kilka zjazdów było takich, że robiło mi się mokro …nie tylko od deszczu. Było dobrze do ok. 7 km przed metą. Wtedy główny rywal dojechał do mnie po kolejnym zjeździe. Jeszcze na podjeździe jechałem 10-15 m za nim. Ale ostatnie 5 km to nieustanny zjazd i rywal popłynął a ja?? No cóż, w porównaniu do niego turlałem się w dół. Wyprzedził mnie o 2’ i zdobył niewielką przewagę w generalce. I nie ma nic do rzeczy, że jeździ na fullu, że przed laty startował w zawodach downhillowych. Mam sporo kolarskich minusów. Zjazdy są tym największym. Tyle razy już robiłem przewagę na podjazdach, traciłem na zjazdach. Powiedzieć, że słabo zjeżdżam to i tak komplement. A i tak jest lepiej niż 5-6 lat temu. Na Trophy, poza dwoma małymi fragmentami b. technicznych kawałków zjechałem w siodle całość. Ale za wolno.

No cóż trzeba jechać dalej. Przejrzałem charakterystykę III etapu. Postanowiłem pojechać bardzo mocno do 20 km bo jest sporo podjazdów. Potem jest bardzo interwałowy, trudny techniczny odcinek przez 10 km. Czyli zdobyć przewagę i utrzymać po 20 km. I będzie dobrze. I było. Mam w swoim slangu takie określenia: „jazda do przodu”, gdy idzie dobrze, trzymam tempo, przyspieszam. „Jazda do tyłu”, gdy równie dobrze mógłbym stanąć w miejscu, bo efekt jest taki sam: wyprzedzają mnie.

Teraz było tylko „do przodu”. Dużo pomógł mi na szutrowych i asfaltowych zjazdach Marcin z grupy AdiOstry. Jechałem za nim jak po sznurku, znacznie przekraczając swój próg możliwej szybkości. Sam nie byłbym w stanie tak się napędzić.

Meta …nerwowe oczekiwanie na rywala. Kiedy minęła minuta wiedziałem, że wychodzę na prowadzenie, bo miałem poprzednio 30” straty. A mijały kolejne minuty. I nazbierało się ich prawie 11. Rewelacja… Euforia i znowu niepokój …Nie zmarnuj tego chłopie!

Wieczorem wymiana zdań z Adamem. Chyba Fb musiał dostawić dodatkowy serwer na naszą korespondencję 😉 Nie będę ukrywał. Był niepokój, obawy. Adam uspokajał. Ma być fun, wyścig masz rozliczony, ale nerwy były. Do historii przechodzą tylko zwycięzcy! Chciałem nim być! Obawy wzrosły, gdy poranek przywitał nas solidnym deszczem, po deszczowej nocy. I padało, i padało …. Ci co obserwowali Trophy wiedzą. Skończyło się odwołaniem etapu. Czyli wyszło mi takie ¾ Trophy. Ale najważniejsze, że zwycięskie!!!!

I co teraz? Zobaczymy na koniec sezonu. W amatorskie ściganie na rowerach MTB bawię się już prawie 10 lat. Wygrałem sporo wyścigów. Dla jasności, w swojej kategorii ☺ Na 1m OPEN to ja za stary byłem i jestem. Choć nie zawsze na czele są tylko młodzi metryką. W tegorocznym Trophy w klasyfikacji OPEN na dystansie MEGA na miejscach 4,5 i 6 byli zawodnicy z kategorii M4. Czyli tak na oko pewnie z min. 10 lat młodsi ode mnie. Ale gdy ja miałem tyle lat dopiero zaczynałem zabawę z MTB.

Od tego czasu zmieniło się dużo. Bardzo dużo. Mam własny wskaźnik tej zmiany. Gdyby 5-6 lat temu zrobić badania wśród pierwszej „100” jakiegoś popularnego cyklu MTB zapewne okazałoby się, że max 15-20 zawodników prowadzi regularne treningi, ma profesjonalne plany treningowe o opiekę trenera. Dziś te proporcje są, moim zdaniem, odwrotne. W tej „100” byłoby max 15-20 zawodników, którzy tego nie robią. Do tego doszedł wyścig zbrojeń, przy którym ten pomiędzy ZSRR a USA w czasach zimnej wojny to „pikuś”. Oczywiście tu działają klasyczne prawa rynku. Rośnie grupa klientów to i oferta coraz bogatsza. Sklepów, usług, itp.

I na koniec parę zdań o samym Trophy z punktu widzenia organizacji, tras, itp. Od lat wyścig reklamowany jest jako jedna z, a może tylko jedyna (??) tak trudna etapówka w Ueuropie. Głównie chodzi o dziewicze ścieżki w górach, trasy wymagające nie tylko siły na szutrowym, szerokim podjeździe/zjeździe, ale i techniki jazdy tam gdzie inni z trudem wchodzą/schodzą. I w dużym stopniu nadal tak jest. Choć w tym roku ilość km asfaltowych, betonowych, szczególnie na I etapie, była bardzo duża jak na wyścig MTB. Jasne, duża część to podjazdy i to nie to samo co mazowiecki płaski asfalt. Ale … stoi w Race Booku imprezy core MTB. Było tego core dużo. Rozumiem, że następują naturalne procesy. I to co rok temu było szutrem, teraz jest co najmniej betonem, z „ulubionymi” przez wszystkich „betonowymi płytami gofrowymi”. A sama organizacja …No cóż sporo osób zwracało uwagę na swoiste wyizolowanie imprezy ze środowiska lokalnego. Nie przepadam za tymi przemówieniami, zachętami lokalnych włodarzy do ścigania, ale to też pokazuje jak mocna impreza tkwi w środowisku. W Trophy poza spikerką przedstawiciela organizatora …cicho. Tzw. miasteczko zawodów nie skrzy się od barw namiotów i stoisk różnych firm. Ktoś powie. To nie jarmark, kiermasz, itd. Jasne. Ale to buduje rangę imprezy i dodaje zawodnikom poczucia, że uczestniczą w czymś na czym zależy nie tylko im samym i organizatorowi. Takim widocznym, żywym dowodem tej namacalnej różnicy są zdjęcia z dekoracji. Z jednej strony, na jednym z popularnych mazowieckich cykli na podium są uczestnicy, obok sporo osób z organizatorów, „oficjele”, jest kolorowo i tłumnie. Nie będę opisywał jak było na Trophy. Zobaczcie fotografie. Jest różnica ….I choć zwycięskie dla mnie tak ogólnie tegoroczne Trophy było, pod różnymi względami, właśnie na ¾.